Dark Fantasy
background: MIUOSH | SMOLIK | NOSPR - Wizje feat. Piotr Rogucki
Lata temu, w jakiejś książce - może były to "Anioły i demony", acz nie sprawdziłam tego dotąd mimo, że powraca do mnie jak bumerang - natrafiłam na termin l'appel du vide, wołania z otchłani, zewu pustki, tego upajającego jak najlepszy szampan momentu gdy spoglądasz w dół budynku, na mknące przed tobą auta, na krawędź peronu i zastanawiasz się co czeka cię za jednym krokiem.
Czasami sobie tu zaglądam i myślę "trochę mnie to dawne cierpienie woła".
Napisałam dziś mojemu drogiemu koledze N. "Chyba znowu odpływam w świat jakichś dziwnych fantazji i tracę kontakt z rzeczywistością." Może to sny, nader graficzne i żywe, przez które budzę się przekonana, że się duszę, czując palący ból w płucach, którym wcale nie brakuje tlenu, w których pojawiają się nowe historie, alternatywy, miejsca i postaci (ostatnio w głowie kołaczą mi się sceny, których nie umiem ubrać w słowo pisane, choć bardzo bym chciała), może to tęsknota za domem, którego, mam wrażenie, już nie pamiętam, bo minęły miesiące (jak lata) odkąd ostatnio tam byłam, a miałam niedawno szansę być w miejscu, z które jest utkane ze wspólnej miłości, pasji, relacji - jest po prostu domem, nie mieszkaniem, nie stancją. Może, w końcu, wisi nade mną widmo końca kolejnego roku akademickiego, niby o tym nie myślę, ale przecież zawsze mówiłam, że dla mnie pierwszy stycznia jest u schyłku czerwca.
Nie jest to ważne, ważne jest to, że usłyszałam dziś w sobie echo dziewczyny, dla której największym darem była choroba.
Dzięki niej byłam wyjątkowa, prawdziwa ze mnie polka, kochałam martyrologię, którą sama sobie stworzyłam. Pamiętam jak mówiłam Terapeutce, że to mnie napędza, że boję się prania mózgu, utraty słów.
Wtedy już od miesięcy ich ze mną nie było, pociłam się nad kartką, błagałam pióro o ruch, przeklinałam siebie za to, że nie mogę znaleźć klucza do zamkniętych drzwi własnej wyobraźni.
Kiedyś napisałam tu, że miłość szczęśliwa jest zabójstwem twórcy.
Twórca popełnił jednak samobójstwo z innych powodów.
Ale w tym stanie głowy (niedobrym) widzę pozytywy dawnych negatywów, zdania bez treści - istotą jest ich obecność.
Czuję się jakbym wyczekiwała przy wyschniętej studni, niegdyś bez dna, dziś z rzadko się pojawiającą kałużą, którą drenuję do cna.
Chyba nigdy się nie naprawię i ta tragedia niesie ze sobą mroczną przyjemność - skrzywioną wersję siebie znam w końcu najdłużej ze wszystkich, bycie nią jest proste jak oddychanie.
Choć trochę boję się, że kiedyś znowu zacznie oddychać pełną piersią.
Chyba ważne, że próbuję.