Weightlessness of your stars is my everyday disgrace
background: Czesław Śpiewa i Mela Koteluk - Pieśń o Szczęściu
W tym miejscu musimy na chwilę skoczyć do nieodległej przeszłości, mam tu na myśli około trzy tygodnie temu, gdy po raz pierwszy rozmawiałam w świecie realnym z pewną uroczą panienką, poznaną dzięki pewnemu miłemu panu na jego instagramie (mówiłam, że to dobre miejsce?). Tak czy inaczej urocza panienka niemal z marszu zajęła miejsce w moim potłuczonym serduchu i zaprosiła mnie na konkurs, gdzie recytować miała swój wiersz (wyborny zresztą). Tu oto wracamy do teraźniejszości.
Nigdy nie nazywałam siebie najbłyskotliwszą osoba w pokoju, logiczne jest wiec, ze owej chodnikowej poezji z "Turniejem jednego wiersza" nie skojarzyłam. Beztrosko przyodziałam wyproszoną przez wyżej wymienioną uczestniczkę spódnicę, dorzuciłam golfik (kupiłam golfik bez rękawów, czujecie ten epic win?!), przejechałam po wargach nieomal czarną szminką i dumnie potupując glanami, oczywista nie do rytmu "Fluff" łagodnie pobrzękującego akurat w słuchawkach, wyruszyłam do Młodzieżowego Domu Kultury. Miejsce docelowe przywitało mnie znanym już napisem, nagle w głowie zapaliło się światełko, ale czekanie kosztowało mnie niemało stresów, bowiem najpierw zabrakło mojego zawodnika z osobą towarzyszącą, następnie zaś członka grupy fanowskiej, czyli wspomnianego miłego pana. W końcu nasza skompletowana drużyna zasiadła w nieco dusznawej salce, powitawszy wcześniej kilkoro znanych ziomków,a cytat jakoś wyfrunął z głowy...
I jak grom z jasnego nieba spadł na mnie kiedy okazało się, że trafiłam na "Biesiadę Literacką", a jej gościem specjalnym jest pan Ryszard Smolak, autor wiersza, z którego zaczerpnięto będące jej motywem przewodnim zdanie. Zdanie już dobrze mi poznane.
Wieść, że trafiłam jednak na jakąś większą imprezę przyjęłam z umiarkowanym entuzjazmem - z zapałem przedstawiony plan brzmiał na wielogodzinny, a ja jeszcze chciałam zawitać tego wieczoru na jamach bluesowych, brakujące do nich trzy godziny były mierną jednostką czasową w starciu z ogromem przygotowanych wydarzeń. Tak czy inaczej zostać było trzeba, odłożyłam więc powstały problem na nieco późniejszy czas.
Biesiadę rozpoczął Turniej, gdzie dopingujące trio w składzie ogólnie znanym niemal mdlało od nadmiaru emocji. Zbiorowa apopleksja pojawiła się na horyzoncie dwukrotnie: gdy oznajmiono, że wyniki pojawią się na zakończenie i kiedy wyznano, że pojawią się nagrody w kategoriach publiczność i jury. Po siedmiu lepszych lub gorszych - oraz oczywiście jednym najlepszym, mówię to całkiem szczerze - wystąpieniach w panice rzuciliśmy się do karty głosowania stawiając krzyżyki przy odpowiednim nazwisku, a gdy to uczyniliśmy odetchnęliśmy z niejaką ulgą. Nie byliśmy jedyni, co udowodnili na podchodzący do recytatorki widzowie, chwalący ją i dopytujący o nazwisko by oddać nań swój głos. Do eventu zaczęłam podchodzić z coraz większą euforią, ba obawiałam się, że nie będę go w stanie opuścić.
Po przerwie ponownie zasiedliśmy w sali, by wysłuchać wierszy śpiewanych przez grupę teatralną "Gdańska 4", gdzie gitarmistrzem został znany tak mi jak i Jakubowi muzyk. Zasiedliśmy więc w pierwszym rzędzie, gdzie zostałam uroczyście ogłoszona kamerzystką ze względu na posiadanie nowego telefonu, wygrywającego pod względem jakości aparatu, niestety jednak zdjęcia ze względu na warunki wyglądają jak wyglądają. Wracając do tematu z niecierpliwością oczekiwaliśmy wystąpienia.
Nigdy nie nazywałam siebie najbłyskotliwszą osoba w pokoju, logiczne jest wiec, ze owej chodnikowej poezji z "Turniejem jednego wiersza" nie skojarzyłam. Beztrosko przyodziałam wyproszoną przez wyżej wymienioną uczestniczkę spódnicę, dorzuciłam golfik (kupiłam golfik bez rękawów, czujecie ten epic win?!), przejechałam po wargach nieomal czarną szminką i dumnie potupując glanami, oczywista nie do rytmu "Fluff" łagodnie pobrzękującego akurat w słuchawkach, wyruszyłam do Młodzieżowego Domu Kultury. Miejsce docelowe przywitało mnie znanym już napisem, nagle w głowie zapaliło się światełko, ale czekanie kosztowało mnie niemało stresów, bowiem najpierw zabrakło mojego zawodnika z osobą towarzyszącą, następnie zaś członka grupy fanowskiej, czyli wspomnianego miłego pana. W końcu nasza skompletowana drużyna zasiadła w nieco dusznawej salce, powitawszy wcześniej kilkoro znanych ziomków,a cytat jakoś wyfrunął z głowy...
I jak grom z jasnego nieba spadł na mnie kiedy okazało się, że trafiłam na "Biesiadę Literacką", a jej gościem specjalnym jest pan Ryszard Smolak, autor wiersza, z którego zaczerpnięto będące jej motywem przewodnim zdanie. Zdanie już dobrze mi poznane.
Wieść, że trafiłam jednak na jakąś większą imprezę przyjęłam z umiarkowanym entuzjazmem - z zapałem przedstawiony plan brzmiał na wielogodzinny, a ja jeszcze chciałam zawitać tego wieczoru na jamach bluesowych, brakujące do nich trzy godziny były mierną jednostką czasową w starciu z ogromem przygotowanych wydarzeń. Tak czy inaczej zostać było trzeba, odłożyłam więc powstały problem na nieco późniejszy czas.
Biesiadę rozpoczął Turniej, gdzie dopingujące trio w składzie ogólnie znanym niemal mdlało od nadmiaru emocji. Zbiorowa apopleksja pojawiła się na horyzoncie dwukrotnie: gdy oznajmiono, że wyniki pojawią się na zakończenie i kiedy wyznano, że pojawią się nagrody w kategoriach publiczność i jury. Po siedmiu lepszych lub gorszych - oraz oczywiście jednym najlepszym, mówię to całkiem szczerze - wystąpieniach w panice rzuciliśmy się do karty głosowania stawiając krzyżyki przy odpowiednim nazwisku, a gdy to uczyniliśmy odetchnęliśmy z niejaką ulgą. Nie byliśmy jedyni, co udowodnili na podchodzący do recytatorki widzowie, chwalący ją i dopytujący o nazwisko by oddać nań swój głos. Do eventu zaczęłam podchodzić z coraz większą euforią, ba obawiałam się, że nie będę go w stanie opuścić.
Dzielny rudy wierszokleta i miły pan, czyli Anja i Jakub |
Magia. Po prostu magia.
Teatr "Gdańska 4" |
Patrząc na tą fotografię słyszę całą salę śpiewającą wers "Nieważkość Twoich gwiazd to dla mnie codzienna hańba", którego po moim kulawym tłumaczeniu użyłam w tytule. Krzyczenie tych słów było... upajające. Piękne. Wyzwalające. Słuchając tego nawet największy antyfan poezji mógł zrozumieć ludzi takich jak my, dla których jest to jedna z najpiękniejszych form sztuki pisanej. To była czysta ekspresja, wyrzut uczuć, wyrzut myśli, wyrzut duszy. Pisząc te słowa dłonie drżą mi wzruszeniem, bo to było chyba najbardziej wyjątkowe przeżycie w tej materii jakiego doświadczyłam, tego nie da się opisać tak żeby chociaż w jednej setnej przybliżyć targające mną odczucia, zresztą sam bohater wieczoru, pan Smolak był poruszony do tego stopnia, że podziękowania i mówienie o nowym tomiku "Ukrzyżowane Pejzaże" przerywało mu wymowne milczenie. Przemowa poety była dla mnie prawdziwie fascynująca, niejasna, bo często gubił wątek, ale to jak opowiadał jasno mówiło, że mamy przed sobą artystę. Siedziałam przykuta do krzesła ukradkiem wysyłając tylko SMSa o treści "mamo nie mam zamiaru opuszczać tego miejsca do samego końca".
Następnie przyszedł czas na "Fraszkę z kapelusza", czyli sztafetę, gdzie rolę pałeczki przejął kapelusz wypełniony rulonikami papieru. Rozwijanie i czytanie ich dawało naprawdę mnóstwo frajdy i powodowała masę śmiechu. Mi przypadła w udziale fraszka następująca:
Ryszard Smolak |
Kowala w cenie porównasz ze złotem,
gdy poradzi on sobie z kobietą, koniem i młotem.
Młodzież z teatru nie była jedyną, która muzyki użyła jako formy przekazu, bo oto użyci już przeze mnie chłopcy typu krok w kolanach pojawili się w postaci dwóch młodzieńców przekształcających wiersze w rap. Ich wystąpienie po niejako akustycznych poprzednikach, zakrawało na zgoła egzotyczne.
Wychowankowie Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Puławach, o ile się nie mylę |
Oczywiście razem z finiszem nadeszły też wyniki. W dłoni ściskałam telefon, gotowa natychmiast poinformować Jakuba, który uciekł na zakończenie roku harcerskiego o przebiegu wydarzeń. Kiedy nagrodę jury wręczono innym zawodniczkom miałam wrażenie, że zapomnę o oddychaniu. Gdy ogłoszono, że Anja zdobyła nagrodę publiczności to wrażenie stało się prawdą.
Dzielny rudy wierszokleta w gronie zwycięzców |
Anja, Kuba (NIE JAKUB) i ciasto, czyli pełnia szczęścia rudzielca |
Czas się pożegnać, na zakończenie dorzucę tylko ten mały link, chociaż w zasadzie sprzedam też i drugi klikacz, tak to jest jak się jest najbardziej konstruktywnym beztalenciem w towarzystwie.
Zapowiadam się na jutro ze swoją (a)liryką i kłaniam się nisko. Spokojnej nocy.
Kochany, opowiem Ci dziś
czym jest Księżyc
bez Słońca
cichą
samotną
zagubioną w ciemności Wszechświata
skałą
do płaczu
do wyrywania włosów
krzyków do lustra
i strachem przed zamknięciem oczu
tlenu jej zbyt mało by móc oddychać
postawić na niej stopę ciężko
a jej pył smakuje potem
łzą
świeżo zakrzepłą krwią
Widzisz Kochany, Księżyc nie jest niezwykły.
Ot, kamyczek
siedem całych i trzy dziesiąte tryliardów twoja głowa
Jest pięknym kamyczkiem mówisz,
piękniejszym od Twej zacnej skroni.
Zwróć uwagę, jest tak tylko gdy iskrzy się w Słońcu
Widzisz go tylko gdy iskrzy się w Słońcu
bez niego jest niemal niczym
niemal
niemal nie istnieje
W promieniach zachwyca.
Pytasz, dlaczego tak nagle rozmawiamy o Księżycu?
W naszym układzie
Ja iskrzę się Tobą, Kochany.
czym jest Księżyc
bez Słońca
cichą
samotną
zagubioną w ciemności Wszechświata
skałą
do płaczu
do wyrywania włosów
krzyków do lustra
i strachem przed zamknięciem oczu
tlenu jej zbyt mało by móc oddychać
postawić na niej stopę ciężko
a jej pył smakuje potem
łzą
świeżo zakrzepłą krwią
Widzisz Kochany, Księżyc nie jest niezwykły.
Ot, kamyczek
siedem całych i trzy dziesiąte tryliardów twoja głowa
Jest pięknym kamyczkiem mówisz,
piękniejszym od Twej zacnej skroni.
Zwróć uwagę, jest tak tylko gdy iskrzy się w Słońcu
Widzisz go tylko gdy iskrzy się w Słońcu
bez niego jest niemal niczym
niemal
niemal nie istnieje
W promieniach zachwyca.
Pytasz, dlaczego tak nagle rozmawiamy o Księżycu?
W naszym układzie
Ja iskrzę się Tobą, Kochany.