Unsafe

background: happysad - Do Szczęścia


Konkluzja na dzisiaj: patrzenie na rozweselone procentem panczury smokowe i pod zawsze będzie we mnie budziło miłe uczucie, że jednak ludzkość nie równa się zło, bo jak zła może być dziewczyna, której towarzyszysz w stawianiu spontanicznego irokeza na lakier, którego w międzyczasie użyłyście do zbudowania miotacza ognia, chłopak, który mówi, że obrzygałby Cię tęczą, by Twój świat był weselszy, czy inny, który przynosi własnoręcznie zrobiony miecz potrzebny mu do cosplayu? A w międzyczasie spora część tej bandy przyozdobiła się moją brokatową taśmą w różową panterkę, a kilkoro powypisywało życzenia srebrnym pisakiem na moich czarnych trampkach. Jeśli tak wygląda degeneracja, to jestem dumna z bycia chociaż tycityci degeneratem.
Czas na kolejny bazgroł pseudofabularny, uwierzycie, że to już piąta część? Poprzednie znajdują się pod etykietą "grafomania" moje lenistwo tudzież zmęczenie gwałtownie protestuje przeciwko jakiemukolwiek działaniu w celu wymienienia tu wszystkich kawałków.

Przeraźliwe pragnienie zapełnienia ziejącej w środku pustki jak i to zwykłe powodują, że w końcu odrywam się od framugi i odrzucam koc z powrotem na posłanie, po czym ruszam do kuchni. W drodze zaglądam do sypialni mamy Artema gdzie smacznie śpi Klara w samej koszulce, jak zwykle, rude włosy rozsypały się na poduszce jak wachlarz. Ramoneskę rozwiesiła na oparciu krzesła stojącego przy toaletce, z kieszeni wyciągam wymiętoszony żółty kartonik, który dałam jej nie jak się wydaje rankiem, a tysiąc lat temu. Wycofuję się przymykając drzwi i zerkam jeszcze do pokoju Artema, gdzie kiczowate plakaty nagich panienek z zaskakującą lekkością napotykają reprodukcje Beksińskiego wydrukowane w okolicznym punkcie ksero, on też śpi na granatowym futonie, biała pościel jeszcze nie jest rozbebeszona, ale wiem, że będzie, bo chłopak śpi spokojnie jedynie tuż obok kogoś bliskiego, ot odchył.

Na początek dam ci tlen
Wczesne w płucach powietrze
A w żyłach popłynie krew
Krew

Pierwszy rozbłysk pochodzi z gazowej kuchenki, od której odpalam papierosa, sprawa bezpieczeństwa średnio mnie teraz interesuje, chociaż opalanie brwi nad błękitnym płomieniem należy już do przeszłości. Drugi pojawia się na czubku cichego zabójcy, a do trzeciego nie dochodzi, bo ciemność jest mym pancerzem, nawet ta z lekka rozjaśniona księżycowym blaskiem. Szmer elektrycznego czajnika miesza się z szumem ulewy tworząc szeptaną symfonię, błysk czerwonej kontrolki przyciąga mój wzrok kiedy w zlewie szukam możliwie czystego kubka. Nagle czuję szarpnięcie w nadgarstku, zaskakuje mnie do tego stopnia, że gwałtownie wyciągając rękę wytrącam sobie fajkę, żarzy się na szarym gresie, krew zalewająca stare blizny wszelkiego pochodzenia, bo takie wypadki to moja codzienność, bez światła też jest szara, akurat się zaciągałam więc teraz duszę się własnymi oddechami i padam na kolana trzymając się za pierś.

A na koniec lek
Chemiczny jakiś środek
Zatamuje krwotok łez
Uspokoi drżące dłonie

W końcu udaje mi się opanować, ale przez te parę rozciągniętych w czasie sekund arktyczny pot zalewa mi kręgosłup, a drżenie powoduje, że mam problem z podniesieniem niedopałka. Trzymam go w zębach opłukując ranę, głębokie cholerstwo tuż obok żyły. Znam to mieszkanie prawie tak jak własne, z szafki wyciągam wiklinowy koszyczek służący za apteczkę, przykładam gazę i bandażuję, wyciągam jeszcze paczkę ibuprofenu i opieram ją o cukiernicę. W końcu znajduję kubek z ironicznym obrazkiem Mleczki, na oko użyty niedawno do wody, więc wrzucam torebkę ekspresowej zielonej herbaty i zalewam ją wrzątkiem. Siadam oparta o kaloryfer powoli dopalając papierosa, wewnątrz apogeum, alkohol jednocześnie tępi i wyostrza zmysły, sprawiając, że ból faluje jak morze w czasie sztormu, myśli przelatują przez głowę z prędkością światła, nie jestem w stanie ich zatrzymać, w czaszce utrzymuje się nieme brzęczenie. Uchylam okno i ciskam przez nie pomarańczową kulkę, jedynie wspomnienie papierosa, po nim już nie czuję, że herbata, którą popijam dwie tabletki parzy moje poranione wargi, ukrop przelewa mi się przez gardło podsycając płomienie w żołądku do stanu pożaru.

Zaraz potem
Postawię cię na nogi
A jeszcze chwila i zaczniesz biec

Wracam do Artema i z komody wyciągam leżącą na wierzchu koszulkę, okrywam go kołdrą, którą już zdążył skopać, ma gęsią skórkę nie wiem czy od chłodu, czy koszmarów straszniejszych niż ten, w którym żyjemy. W łazience wzdrygam się na widok tego co odbija się w nadzlewowym lustrze - wychudzone, bledsze od śmierci straszydło z kłębem ciemnozielonych włosów i obłędem w oczach, t-shirt z nadrukiem zapewne naćpanego lub pijanego Kurta Cobaina, co pasuje wręcz idealnie, śmierdzi dymem i rozlanym wcześniej  piwem, w miejscach gdzie alkohol przesiąkł materiał przykleja się do skóry, ale w końcu ją ściągam. Wtaczam się pod prysznic gdzie uderza mnie strumień letniej wody, ledwie chwila wystarczy jej na rozgrzanie i wkrótce wokół tworzy się mgła, która nie pozwala mi dostrzec znienawidzonego ciała, zaparowuje lustro bym nie zrobiła tego potem. Zmywam z siebie aromat stałego bywalca murku pod monopolowym łamane na pracownika wędzarni, zastępując go żelem Artema i ogórkowym szamponem jego mamy, a już ubrana w jego koszulkę Dead Kennedys z mokrymi kosmykami wokół twarzy czuję się zupełnie trzeźwa, co stety niestety nie jest prawdą. Bez spodni człapię do mojego najlepszego przyjaciela, bo wiem, że gdy Klara przebudzi się chociaż na chwilę też tam pójdzie, bo jesteśmy jak jeden organizm i najlepiej działamy razem nawet bez działania, kładę się koło niego po drugiej stronie mając ścianę, a on wyczuwając moją obecność przekręca się i oplata mi rękę wokół ramienia.
-Cat - słyszę to co ledwo słyszalne, podziękowanie za bycie, jedyne co wprowadza u mnie spokój, splatam palce z jego palcami.
-Jestem - szepczę.

Do szczęścia
Tak niewiele
Nic prawie
Nic prawie

Taka trochę treść bez treści, ale jakoś tak podkusiło mnie do takiego spokojniejszego fragmentu, może to, że pisząc to spokojna wcale nie jestem, bądź co bądź nieskromnie przyznam, że ubrane to w słowa całkiem nieźle, a takie zapchajdziury jak to pewnie niektórzy nazwą też są potrzebne, lubię wasze opinie wyraźcie je.
Trzy trzy trzy na zegarku. Bezpiecznego.