What's up
background: ABBA - The winner takes it all
Co tam działo się przez trzy miesiące (cztery prawie)?
Nowy rok, stara ja, czy jak to tam leciało. Nadal w ochłapach weny, nadal do przodu, ale tak bez przekonania.
Jeśli ktoś się ostał, to zapewne dobrze wie jak to bywa z moimi hucznymi powrotami tj. zwykle wpadam jak jest gorzej, w istocie i tym razem. A że jest tak, a nie inaczej to jak zwykle wynik mieszania tych samych składników, przepis podaję: ja, świat, życie, okoliczności przeróżne, tym razem głownie choróbsko i piguły, jedne konieczne, drugie w sumie nie, ale jednak.
Przynajmniej biologia mi jakoś idzie, to na moim profilu bywa nader istotne.
Po zastanowieniu, nie wydarzyło się zupełnie nic wyolbrzymionej uwagi godnego, co pokazuje jak nędznie monotonne stało się moje życie, w sumie codziennie jest "byle do piątku", a gdy już już to "Boże spraw by nie nadeszła niedziela". Nudy na pudy, chyba pierwszy raz do tego stopnia.
Trochę szkoda wypalenia się przed względną dorosłością.
A właśnie, ona. Wymaga bardzo wielu rzeczy, tu podpisz, tam się zastanów, podejmuj decyzje, co ja mam zrobić kiedy mi się zwyczajnie nie chce, nie mam ochoty, daj mi spokój kobieto, ja nie jestem w stanie tego rozważyć.
O słodka ironio, właśnie uświadomiłam sobie, że wyczekuję wakacji, widać faktycznie kto się czubi ten się lubi, ale w końcu coś spaliło mnie bardziej od ognistej kuli, a przynajmniej o wiele boleśniej. Świadomość nagłej bezcelowości egzystencji piecze bardziej niż wszelkie oparzenia, więc drodzy nie idźcie tym śladem, bo chyba straciłam mój jedyny, zresztą i tak dosyć wątpliwy atut (lub nie, zależność punktów widzenia) - czucie w skali większej, jak się pozbyć tej obojętności, to wcale nie jest takie fajne jak zachwalali.
Chciałabym znowu mieć coś do powiedzenia.