Train to home
background: Artur Rojek - Cisza i Wiatr
Cześć gwiazdy spadające.
Kolejny rok się zaczął, znowu wracam, teraz już tak na całkiem raczej. Nie lubię niepewnych obietnic, ale pracuję nad znalezieniem nowego szablonu i coś tu rozgrzebuję, także walcie mnie po głowie.
Co u was?
Bo u mnie - wakacje były, ale się skończyły, ciekawe ilu stałych klientów tu pozostało, co jeszcze pamiętają poprzednie, te podczas których słońce wypalało dziury w duszy, a wszędzie unosił się smród zepsucia i choroby, otóż tym razem jak zapewne się spodziewacie nic podobnego miejsca nie miało.
Co by się nie działo nadal jestem irytującym zespołem przyzwyczajeń, za tym idzie pewna przewidywalność i powtarzalność, ciekawe ilu uwierzy, że was nie porzuciłam tylko wyemigrowałam, a emigruje się zwykle po to, by wrócić.
Wróciłam też do przybytku służącego względnej edukacji, znów czuję się jak pierwszak skoro ilość znajomych twarzy zmniejszyła się o połowę, a te nowe nie różnią się od siebie niczym, pytanie jak długo. Moi rówieśnicy zaś wdrożyli się w organizację pięknie nazywających się libacji - półmetków to znaczy, ja zaś wybieram w tym czasie koncert The Feral Trees, chciałabym jednak przestrzec raz już kolejny przed utopieniem się w wodzie z kreską, bo nikomu jeszcze zalewanie głowy nie pozwoliło wypłynąć na powierzchnię ot i co.
Za to moglibyśmy otworzyć szampana, by rozmawiać całą noc, pal licho, że jutro zerwać należy się o godzinie nieludzkiej, przyodziać, wymyć, tęskniłam za wami, może nawet któreś z was się odezwie.
Ja zaś wyszepcę wam jeszcze na uszko, że chyba trafię na warsztaty literackie, oto rasowy członek wydziału biologicznochemicznego, ale przecież nikt nie okaże niepomiernego zdumienia, a to oznacza więcej moich zamaszystych bazgrołów i przeżywania wszystkiego co piękne (względnie), wiecie, że ja robię to z szaleńczą namiętnością.
Zakończę, wyobraźcie sobie podrapaną dłoń z czerwonymi paznokciami głaszczącą was po czerepach, bo jakoś mam wrażenie, że czego nie napiszę jest gargantuiczną porażką.
Adieu.