Blurred Lines

background: Jesper Kid - Ezio's Family

Jakgdybam.
Bardzo ciężko jest wrócić do regularnego pisania, ale się postaram.
W dzisiejszym wykładzie porozmawiamy o granicach.
Ja granic nie mam - jak kochać to na zabój, jak w bój do śmierci, jak pokój to w galaktyce - otóż to powoduje swoiste konflikty interesów, bowiem ja koniecznie tworzyć chcę świat dobry und bezpieczny, no ale on jakiś taki mało mrawy, a nawet niechętny.
Bo zasadniczo ranienie ludzi budzi we mnie ostry sprzeciw, więc staramy się unikać, a jak wpadnie od przypadku do przypadku to równa się rozstrojem wielopłaszczyznowym.
A generalnie rozstroje to szalenie niebezpieczne są, bo one tak zacierają te małe, kościste łapeczki i czyhają, a że tymże znudzone to się mnożą, więc miejsce zajmują i już nie starcza miejsca na zdroworozsądkowość.
Słusznie zaraz ktoś zauważy, że mi to by akurat ona nie zaszkodziła.
Więc jak daleko stoi granica świata dobrego i dlaczego aż tam? Dlaczego to syzyfowa praca, ktoś się zaweźmie i sobie do niej drepta, a tu pech, są celnicy i mówią Ci "dzisiaj przejścia nie ma". Ani jutro. W sumie nigdy.
Ja jak to mam w zwyczaju naiwnie wierzyłam, że znowu mi się uda jakoś wszystko sensownie ułożyć coby świat zdrowy i bezpieczny był.
Siusiaka, za przeproszeniem. Przejście zamknięte.
I wiecie jakbym tylko sobie uprzykrzyła to luz, normalka, standard, ale nie, królewna życiowych porażek musi bezmyślnie uszkodzić komfort psychiczny innych.
Niespecjalnie, no chamidłem to już nie jestem, tylko się staram za bardzo.
Jak poradzić sobie z chęcią ratowania wszystkiego dookoła, czekam na propozycje, bo jak tak dalej pójdzie to dobrymi chęciami wybrukuje swoje małe piekiełko.
Niech to wszystko trafi szlag, a mnie może zabrać po drodze i może przekroczymy tę granicę.
Płonne nadzieje.