A handful of raspberries to soothe the soul

background: Archive - Bullets


Zastoje bolą, nie z taką stałością potężnej rany, ale codziennych skaleczeń papierem, częstych drobnostek. Mam nadzieję, że wena pozwoli mi do was powrócić, a sen nie rozbije w puch swoistego modus operandi tj. nocnego tworzenia.
Październik był miesiącem dziwnym, sinusoidalnym, przewidywalnie zaskakującym, do granic wypchanym lustrzanymi chwilami - każde małe szczęście odbijało się większą tragicznością, agonalne jak się zdawało krzyki wylewały się z ostatniego odzewu w poważną wątpliwość podając mój stan i słusznie, bo ten nigdy nie szczycił się stabilnością, a ów czas sążnie go rozchwiał. Ale oto święto świateł, znienawidzona przeze mnie celebracja trupów i obłudy, festiwal ludzkiej próżności, w skrócie Wszystkich Świętych niczym szampański korek wystrzeliło w eter niosąc wieść o listopadzie, a że trajektoria skierowała pocisk na mój biedny, niewykorzystujący potencjału czerep olśniło mnie iż czas najwyższy powrócić. Oto i jestem.
Na usta ciśnie mi się pierwszolistopadowa dygresja, ale ileż można jęczeć jak to jednego dnia balansujemy na statku celebracji zapomnianych trupów, gdzie kramik otwiera targowisko ludzkiej próżności, a obłuda dmie w żagle? Żenujący zaiste obrazek ludzkiego mrowiska bezmyślnie rozpalający migotliwe płomienie na trumnach, których zawartości żaden żyw nie pamięta. Ohyda.
Powracając jednak do meritum należy odkuć miesiące żenady, konkretnie dwa, bo moja aktywność we wrześniu nie zachwyciła tych wytrwałych czytających jeszcze te wypociny. Crooked Young kiełkuje nieśmiałym zarysem, z kolei popełnić mi się udało jeden szczególnie ckliwy bazgroł, gdyby ktoś chciał, mógł, był ciekawy niechaj zostawi znak. Nie ma co dłużej tokować wszyscy wiedzą, że lepiej mi tu niż gdzie indziej, powrót do nory żalu jest jak zrzucenie z ramion ciężaru, no chyba, że mi nie wybaczycie, wtedy nie najpiękniej, ale może nawet uda mi się zrekompensować.
Pozwalając sobie jeszcze na ekskurus zachwytem napełnił mnie wyjazd do teatru, moja miłość do eventów teatralnych ogólnie jest tu znana, zwłaszcza po tym wpisie. "Hamlet" był balsamem na moją duszę, rozpałką na płomień weny, czystą sztuką samą w sobie, ukontentowanie pomimo nadmiernej jak dla mnie długości jest oczywiste jak oddychanie, ba nawet równie niezbędne! Błyskotliwe rozegranie roli Hamleta przez Borysa Szyca budzi na mojej skórze ciarki ilekroć to wspomnę, a moment gdy uwielbiany przeze mnie werset "O Boże! Ja mógłbym zamknąć się w orzechowej łupinie i uważać się za króla nieskończonych przestrzeni, bylem tylko snów złych nie miewał." pojawił się był sekundą ekstazy. Doprawdy wyborny spektakl, rzekłabym bezbłędny, niewątpliwie wart polecenia tudzież wepchnięcia niezdecydowanych na salę.



zdjęcia pochodzą ze strony Teatru Współczesnego
Tytuł posta zawdzięczamy mojemu drogiemu wrocławiakowi, nie mam pojęcia co autor miał na myśli.
Dzięscięc do drugiej. спокойной ночи.