Vanitas
background: Coma - Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków
Przewodnie na dzisiaj und wczoraj: ból przecierpiałeś? Przecierp teraz szczęście.
Ach w tak zwanym międzyczasie przed nielirycznym wspomnę o rzeczy jednej - moja czarująca osobowość, lub well jej brak sprawiły, że osobisty Lis za wspomnienie odwdzięczy się własnym słownym poletkiem w blogsferze, a że jest on tą kiedyś zapisaną w eterze duszą marnotrawną, którą lubię wielce a nawet bardziej, wspominam, bo lisie myśli to bardzo miłe myśli, gdyż futerkowe. Wszyscy lubią słodkie futerkowce, nieprawdaż to?
Crooked Young no. 6 panie i panowie, jak również dwupłciowe, dzisiaj z utworem, na którego użycie czekałam od dawna.
Nikt jeszcze nie wie czy
Szare słońce zarysuje nowy dzień
Sen jest lekki, właściwie prawie go nie ma, bo rejestruję każdy moment - przekręcającego się na drugi bok Artema, zwijającą się obok Klarę. Nawet przejście nocy w świt odczuwam delikatnym rozjaśnieniem ciemności pod powiekami, a kiedy jutrzenka staje się zbyt natarczywa po prostu otwieram oczy nie czując grama zmęczenia czy wypoczęcia, ot kolejne parenaście godzin do przeżycia tak czy siak.
Blaszany huk próbuje dostać się
Przez szyby w miękki sen
-Cat? - słyszę chrypliwy głos małej dziewczynki, odwracam wzrok od okna i łapię wyciągniętą dłoń. - Spałaś coś?
Patrzę w jej przenikliwe niebieskie oczy, przypominają jezioro za mgłą, bo czają się w nich resztki utraconego snu, zaraz odpłynie na powrót, więc pochylam się i całuję jej chłodne czoło.
-Śpij jeszcze kochanie, ja mam już dosyć.
I tak jak myślałam wraca tam gdzie nigdy jej nie dogonię - do krainy, której szczerze nienawidzę, której boję się tak bardzo, że zdecydowałam się trwale ją porzucić. Patrzę na nią, niego, spokojny sielski obrazek, a ja nie mogę do niego dołączyć.
Ani jedna droga nie prowadzi mnie
Z powrotem w noc
Nigdy nie rozumiem dlaczego ludzie słysząc, że boję się snów w myślach mają jedynie koszmary, jak gdyby najstraszniejszą iluzją mogły być senne mary, wypadki, potwory, śmierć u niektórych, a nikt tak naprawdę nie widzi, że najgorszą bronią przeciwko nam są nasze własne marzenia, gdy budzisz się z cudów w syfie. Ale nie chcę teraz o tym myśleć, nie przy nich, nie chcę by znowu świat zaczął kurczyć się na brzegach, ale nie mam nic do gadania, bo to znowu się dzieje, nagle pojawia się jeszcze kac, chwiejnie wstaję.
Trudno to zrozumieć lecz nic
Nie daje siły by żyć
Jakaś misterna część
W konstrukcji zdarzeń pękła
Znowu półmrok łazienki, czoło opiera się o zimną deskę, gęsia skórka na nagich udach, metaliczny posmak w ustach. Torsja wstrząsa moim zmaltretowanym ciałem i nagle spora część nieprzetrawionej wódy ląduje w lśniącej czystą bielą toalecie, żałuję, że w tej brązowożółtej papce nie znajduje płuc, bo nie chcę już oddychać, bo nie mam siły już dłużej tego robić, a odruch jest bezwarunkowy, teraz galopujący.
Wdechwydech. Wdechwydech. Wdechwydech.
Jestem Cat Wilkowiec, mam szesnaście lat, życie złamało mnie w pół, bo kiedy jesteś nastolatką odczuwasz za mocno, by trwać w ciężkości chwili, a musisz, bo nie wolno ci mieć problemów jesteś zbyt błahym piórkiem na wietrze i...
-Cat? Cat!
Artem pada przy mnie na kolana, jedno ramie już obejmuje moje, dłoń drugiego odgarnia mi włosy z czoła, w oczach ma autentyczny strach jakby nigdy nie widział mnie w tym stanie.
-Koteczku już spokojnie, już, długo to trwa?
-Artem - jęczę, w tym stanie nigdy nie lubię tego, że jęczę. - Artem, Artuś, pozwól mi umrzeć tutaj, ja już nie mogę, nie mogę, jestem tak strasznie zmęczona, błagam cię, BŁAGAM!
Niepożądane myśli
Klęska wiary
Fale strachu
Nazywamy to "zjazdem" niemal od zawsze, wymyślił to chyba on, może miało to jakiś związek z okolicznościami pierwszego razu, ale nie mogę sobie przypomnieć gdy w głowę jak żmije wpełzają kolejne środki, sposoby, rodzaje, gdy trującą chmurą otacza mnie fikcyjny zapach lilii i chryzantem, gdy dusi mnie dym nieistniejących kadzideł, nie boję się śmierci tylko tej przeraźliwej czerni, która otoczy mnie gdy moje powieki zamkną się na ostateczność, a mój przyjaciel kołysze mną jak statkiem na falach oceanów paniki.
-To wszystko dzieje się w twojej głowie Cat. To tylko głowa. Jesteś ze mną, wróć, proszę, proszę - nie wiem czy drżą moje odczucia, czy jego głos, czy Ziemia, czy otrząsający się z własnej bezkresności wszechświat, który nagle kurczy się do małej łazienki z drobnymi kwadratami płytek barwy pruskiego błękitu, ostrość powraca, a z nią ukojenie.
Oto dlaczego tak się obawiam
Że za minutę trzeba
Będzie wstawać i żyć
Chłopak stawia mnie na nogi i bez słowa przytula opierając swoje czoło o moje, pod palcami czuję jego spokojne serce, staram się oddychać z rytmem.
Ta-tam. Ta-tam. Wdech-wydech. Wdech-wydech.
-Idę ogarnąć śniadanie, ogarnij siebie - mówi odsuwając się. I wychodzi.
Obmywam spocone dłonie, spłukuję smak strachu z języka i warg, szczypię policzki chcąc zakryć zielonkawą bladość, ledwie chwila wystarczy by rozmazać pozostałe widmo upadku, nie przyglądam się sobie. bo i nie ma czemu, idę do przyjaciela, który krząta się po kuchni ze zmarszczonym czołem.
-Dobra wieść niesie, że czarny napój, nektar upadłych dostępny jest w ilości ograniczonej tylko naszą wyobraźnią - oznajmia mi wyczarowując znikąd dwa kubki. - A zła, że jest wręcz przeciwnie jeśli chodzi o pieczywo, muszę skoczyć do piekarni.
-Pójdę - oferuję się.- Potrzebuję powietrza. I tak - unoszę dłoń gdy otwiera usta. - Dam sobie radę.
Na ulicy wrzeszczą psy
Herbata wzniosła krzyk
U sąsiada
Ulice w soboty zawsze są puściejsze niż w inne dni, chociaż nie umywa się to do niedzielnej martwicy, teraz jeżdżą nieliczne sedany wiozące swoich właścicieli do nudnej i szarej papierkowej roboty, a chodnikami człapią staruszki w przydeptanych kapciach z wózkami na stelażach, z których jeden wygląda podejrzanie znajomo...
-To ty! - słyszę skrzek nadchodzącej z naprzeciwka emerytki w robionej na szydełku narzutce koloru ecru, drobne oczka śród poplamionej cienkiej skóry błyszczą nienawiścią.- Prizrak, wysłannica szatana! Znowu gościł cię mój vnuk?! Precz, precz, ukhodit'! Widać, że moja synowa on poshel, to się nie godzi, widać żeś nechystim sila! Precz!
Wymijam ją biegiem, inne babuleńki spoglądają z przerażeniem, widzę jak łapią za dyndające na pomarszczonych, chudych szyjach srebrne łańcuszki, szmer modlitw do tego, w którego wierzą i tej nazywanej królową Polski ginie we wrzasku mijanych psów, w końcu dopadam zaułka i zatrzymuję się.
Nie spadaj, nie spadaj, nie spadaj, zapomnij.
Naciągam kaptur i wbijam wzrok we wschodzące słońce.
I oto trzeba będzie
Dumnym krokiem
Iść bez twarzy
W kolejny dzień
Ponieważ bez was napisanie tej części by się nie udało... podziękowania:
Współdzielone dla Jakuba (stale przypominam - wchodzić na Plamę!) oraz Ali vel Obrońcy Kurczaków za opinie "po fachu", bo towarzyszyła mi wielka niepewność
I ponownie należy wspomnieć Lisa, który wsparł mnie w rosyjskich wstawkach
Oraz dziękuję Vaniless za nadanie tytułu i stałe komentowanie tych cyfrowych bzdetów, jesteś mi wielką inspiracją.
Chciałabym też pozdrowić Kasię z mojej szkoły, która chyba bardzo lubi tu poczytać, ale boi się podejść, moja droga - wiem o Tobie teraz już musisz.
Jakoś tak tkliwie się zrobiło, ale dziękuję wam wszystkim dusze nieczyste und czyściejsze. Spokojnej nocy, bo ta jeszcze młoda.
Ave.
Wdechwydech. Wdechwydech. Wdechwydech.
Jestem Cat Wilkowiec, mam szesnaście lat, życie złamało mnie w pół, bo kiedy jesteś nastolatką odczuwasz za mocno, by trwać w ciężkości chwili, a musisz, bo nie wolno ci mieć problemów jesteś zbyt błahym piórkiem na wietrze i...
-Cat? Cat!
Artem pada przy mnie na kolana, jedno ramie już obejmuje moje, dłoń drugiego odgarnia mi włosy z czoła, w oczach ma autentyczny strach jakby nigdy nie widział mnie w tym stanie.
-Koteczku już spokojnie, już, długo to trwa?
-Artem - jęczę, w tym stanie nigdy nie lubię tego, że jęczę. - Artem, Artuś, pozwól mi umrzeć tutaj, ja już nie mogę, nie mogę, jestem tak strasznie zmęczona, błagam cię, BŁAGAM!
Niepożądane myśli
Klęska wiary
Fale strachu
Nazywamy to "zjazdem" niemal od zawsze, wymyślił to chyba on, może miało to jakiś związek z okolicznościami pierwszego razu, ale nie mogę sobie przypomnieć gdy w głowę jak żmije wpełzają kolejne środki, sposoby, rodzaje, gdy trującą chmurą otacza mnie fikcyjny zapach lilii i chryzantem, gdy dusi mnie dym nieistniejących kadzideł, nie boję się śmierci tylko tej przeraźliwej czerni, która otoczy mnie gdy moje powieki zamkną się na ostateczność, a mój przyjaciel kołysze mną jak statkiem na falach oceanów paniki.
-To wszystko dzieje się w twojej głowie Cat. To tylko głowa. Jesteś ze mną, wróć, proszę, proszę - nie wiem czy drżą moje odczucia, czy jego głos, czy Ziemia, czy otrząsający się z własnej bezkresności wszechświat, który nagle kurczy się do małej łazienki z drobnymi kwadratami płytek barwy pruskiego błękitu, ostrość powraca, a z nią ukojenie.
Oto dlaczego tak się obawiam
Że za minutę trzeba
Będzie wstawać i żyć
Chłopak stawia mnie na nogi i bez słowa przytula opierając swoje czoło o moje, pod palcami czuję jego spokojne serce, staram się oddychać z rytmem.
Ta-tam. Ta-tam. Wdech-wydech. Wdech-wydech.
-Idę ogarnąć śniadanie, ogarnij siebie - mówi odsuwając się. I wychodzi.
Obmywam spocone dłonie, spłukuję smak strachu z języka i warg, szczypię policzki chcąc zakryć zielonkawą bladość, ledwie chwila wystarczy by rozmazać pozostałe widmo upadku, nie przyglądam się sobie. bo i nie ma czemu, idę do przyjaciela, który krząta się po kuchni ze zmarszczonym czołem.
-Dobra wieść niesie, że czarny napój, nektar upadłych dostępny jest w ilości ograniczonej tylko naszą wyobraźnią - oznajmia mi wyczarowując znikąd dwa kubki. - A zła, że jest wręcz przeciwnie jeśli chodzi o pieczywo, muszę skoczyć do piekarni.
-Pójdę - oferuję się.- Potrzebuję powietrza. I tak - unoszę dłoń gdy otwiera usta. - Dam sobie radę.
Na ulicy wrzeszczą psy
Herbata wzniosła krzyk
U sąsiada
Ulice w soboty zawsze są puściejsze niż w inne dni, chociaż nie umywa się to do niedzielnej martwicy, teraz jeżdżą nieliczne sedany wiozące swoich właścicieli do nudnej i szarej papierkowej roboty, a chodnikami człapią staruszki w przydeptanych kapciach z wózkami na stelażach, z których jeden wygląda podejrzanie znajomo...
-To ty! - słyszę skrzek nadchodzącej z naprzeciwka emerytki w robionej na szydełku narzutce koloru ecru, drobne oczka śród poplamionej cienkiej skóry błyszczą nienawiścią.- Prizrak, wysłannica szatana! Znowu gościł cię mój vnuk?! Precz, precz, ukhodit'! Widać, że moja synowa on poshel, to się nie godzi, widać żeś nechystim sila! Precz!
Wymijam ją biegiem, inne babuleńki spoglądają z przerażeniem, widzę jak łapią za dyndające na pomarszczonych, chudych szyjach srebrne łańcuszki, szmer modlitw do tego, w którego wierzą i tej nazywanej królową Polski ginie we wrzasku mijanych psów, w końcu dopadam zaułka i zatrzymuję się.
Nie spadaj, nie spadaj, nie spadaj, zapomnij.
Naciągam kaptur i wbijam wzrok we wschodzące słońce.
I oto trzeba będzie
Dumnym krokiem
Iść bez twarzy
W kolejny dzień
Ponieważ bez was napisanie tej części by się nie udało... podziękowania:
Współdzielone dla Jakuba (stale przypominam - wchodzić na Plamę!) oraz Ali vel Obrońcy Kurczaków za opinie "po fachu", bo towarzyszyła mi wielka niepewność
I ponownie należy wspomnieć Lisa, który wsparł mnie w rosyjskich wstawkach
Oraz dziękuję Vaniless za nadanie tytułu i stałe komentowanie tych cyfrowych bzdetów, jesteś mi wielką inspiracją.
Chciałabym też pozdrowić Kasię z mojej szkoły, która chyba bardzo lubi tu poczytać, ale boi się podejść, moja droga - wiem o Tobie teraz już musisz.
Jakoś tak tkliwie się zrobiło, ale dziękuję wam wszystkim dusze nieczyste und czyściejsze. Spokojnej nocy, bo ta jeszcze młoda.
Ave.