No title

background: Lana del Rey - Ultraviolence



Tydzień szkolny przeminął z wiatrem, ogółem rzeczy parę przeminęło, ale czasem trzeba zacząć od startu, więc i początek.
Gwoli przypomnienia - zarzuciłam stary poczciwy zespół szkół na rzecz chronologicznie starszego, ze względu na krzywdy doznane i wyrządzone, nie ukrywam nawet przed miłą panią od biologii gdy o to pyta. Się stało, uzyskałam swego rodzaju korekcję w kartach, anonimowość daleka jak zwykle, bo o ile wśród trzydziestu trzech nie zapamiętuje mnie właściwie nikt, ba tworzę z duszami trójkącik aspołeczności, w którym o zgrozo są aż dwa kąty rozwarte, o tyle w szkole mnie znają. Może to i lepiej, start mam od dobrych osób, bo ostra selekcja przeprowadzona niekoniecznie moimi rękoma, chociaż również, wyłoniła te, z którymi naprawdę mnie coś łączy, ale nadal niektórych brak i nieme spojrzenia przy przypadkowym spotkaniu gdziekolwiek bolą jak cios w twarz, na który zresztą zasłużyłam. Tak czy inaczej zabiły dla mnie pierwsze dzwony liceum, gdy w trzydziestostopniowym szale kuli ognistej płonęłam tonąc w pocie ze względu na mój czarnoczarny strój, w zasadzie nie było tak źle, ale z pewnością niekomfortowo, co nadrobiłam potem wyrzuceniem ostatnich pieniędzy w morze sosu słodko-kwaśnego oblewającego ryż obok kurczaka w cieście kokosowym. Chińskie żarcie jest tym pyszniejsze ile w dobrym towarzystwie, które potem próbuje zrobić ci irokeza - nie polecam. Dzień następny nie był tak przyjemny, ale niewiele gorszy, bo jak już gdzieś kiedyś wystukałam cel nawet najsztuczniejszy daje jakikolwiek powód na wstanie z łóżka czy z dna życia. I tak przeleciał siedmiodniowy cały, z krótką tylko przerwą na jammy piątkowe gdzie dekadencja spływała wybitnie.
Jednakowoż po szkole oczekiwałam, że wtłoczy we mnie stałą dawkę chociażby sztucznego mooda "nadaje się do kontaktów międzyludzkich", a tu ups, usterka, zaznajomieni pytają czemu chodzę smętna, a ja po prostu wypruta z sił i soków, bo jak je mieć kiedy do maskarady dostawiono nowe dekoracje, w których ryzach musisz się trzymać nie tylko dla swojego chwiejnego spokoju, ale też dusz istotniejszych? Dlatego byłabym wdzięczna za wasze zrozumienie w materii okrojenia tak treści jak i publikacji postów, staram się jak mogę, bo ten tygiel już dawno stał mi się bliższy niż większość jednostek, ale zwyczajnie wena przysypia nawet proza życia nie jest oczywista w sformułowaniu. Bazgrnę jak to kochana Vaniless określiła "Crooked Young" razem następnym, bo dzisiaj w mojej czaszce świat już wiruje. Hasta la vista.